Oficjalna nauka wyższa III RP w obszarze humanistyki nie służy dobrze Narodowi Polskiemu. Jakkolwiek zdarzają się tam profesorowie polskości oddani, to jednak znaczna część kadry naukowej na takich kierunkach jak politologia, dziennikarstwo, filozofia, socjologia, psychologia, polonistyka, europeistyka, a nawet historia, uchyla się od podejmowania tematyki niezbędnej dla rozpoznania przez społeczeństwo polskie źródeł zagrożenia naszej tożsamości narodowej, religijnej i społecznej.
Przyczyny takiego stanu rzeczy tkwią niewątpliwie w latach czterdziestych-pięćdziesiątych minionego wieku, kiedy to, po wyniszczeniu przez okupanta niemieckiego i sowieckiego większości polskiej kadry naukowej i usunięciu z katedr uniwersyteckich niewygodnych niedobitków (np. prof. Feliksa Konecznego, prof. Władysława Tatarkiewicza), jej miejsce zajęli stalinowcy, którzy z polskością się nie identyfikowali, odnosząc się do niej wręcz wrogo. Był to czas, gdy z jednej strony na polską inteligencję narodową nałożony został niemalże uniwersytecki numerus nullus, przeciwdziałający również przyjmowaniu na studia wyższe młodzieży z rodzin będących elitami Polski niepodległej, a z drugiej szeroko otwarto drzwi awansu przed ludnością pochodzenia żydowskiego. Mogli oni swobodnie podejmować zatrudnienie nie tylko w szkolnictwie wyższym, ale także w prasie, radiu i telewizji, w administracji centralnej, Milicji, Prokuraturze, sądownictwie, wojsku, Służbie Bezpieczeństwa czy Informacji Wojskowej. Stało się tak dlatego, gdyż sowieci uznali, iż na tej grupie można będzie oprzeć aparat nowej władzy i terroru.
Tak ukształtowana struktura szkolnictwa wyższego nie uległa już zasadniczej zmianie, albowiem kadry te blokowały (i wciąż to czynią) obejmowanie funkcji naukowych przez osoby spoza własnego otoczenia. Jeżeli więc o wolny etat pracownika naukowego ubiegają się dwie studentki studiów doktoranckich, z których jedna jest Polką-katoliczką z prowincji, a druga córką któregoś z profesorów, to na uczelni pozostaje osoba protegowana, a ta pierwsza musi poszukać zatrudnienia w szkole powszechnej. Znamienne w tej kwestii jest też to, że podczas obron prac doktorskich na niektórych uniwersytetach zadawane są pytania o stosunek do mniejszości żydowskiej, mające na celu wysondowanie, czy nowo wypromowany doktor będzie lojalny wobec środowiska akademickiego.
W konsekwencji, obszarem zainteresowania polskich nauk humanistycznych, a w szczególności społecznych, stały się różne aspekty funkcjonowania ludności żydowskiej w Polsce i problemy ją dotykające.
Poza tą kwestią, środowiska akademickie chętnie zajmują się lansowaniem ideologii liberalno-lewicowej, w ramach której poczesne miejsce zajmuje „europeizm”, tolerancjonizm, homoseksualizm, feminizm, a od niedawna również ideologia gender. Studia w tym przedmiocie otwarto już na Uniwersytecie Warszawskim, na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu oraz Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.[1] Na polskich uczelniach odbywają się „naukowe” debaty, podczas których uczestnicy wzajemnie zagrzewają się do walki z tzw. „ksenofobią”, „homofobią”, „nietolerancją” i oczywiście „antysemityzmem” ludności chrześcijańskiej.[2]
Trudno ocenić, ile jest w tym ideowego zaangażowania, a ile pragmatycznej kalkulacji, obliczonej na pozyskanie funduszy hojnie płynących z zagranicy dla upokorzenia, ideowego rozbrojenia i zniszczenia Narodu Polskiego.
Zainteresowaniu sporej części kadry uniwersyteckiej powyższą problematyką nie towarzyszy zazwyczaj spojrzenie na te kwestie z polskiego punktu widzenia. Dzieje się tak pomimo, iż zagadnienia te są niezmiernie istotne ze względu na interesy naszego Narodu, a w szczególności zagrożenie dla jego biologicznego, kulturowego i suwerennego bytu.
Również wyjątkowo rzadko przez pryzmat polskiej racji stanu badane są problemy takie jak pozycja lobby żydowskiego i niemieckiego w Polsce, doktryna żydowska (i izraelska), niemiecka, rosyjska, „litewska”, białoruska, ukraińska wobec Polski i Polaków, judaizm, syjonizm, czy sowietyzm. Jeżeli już akademicy wchodzą w obszar tej tematyki, to raczej z punktu widzenia badanych interesów i ideologii. Polska kadra naukowa nagradzana jest za to zagranicznymi tytułami naukowymi, programami stypendialnymi, czy też możliwością prowadzenia dobrze płatnych wykładów na zachodnich uczelniach. Ani resort szkolnictwa wyższego, ani Prokuratura, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, media tzw. „głównego nurtu”, czy też przeróżne kolegia od etyki nie widzą w tym niczego zdrożnego.
Można by przymknąć oko na przedmiot i metodologię badań istotnej części polskiej kadry naukowej, gdyby było to jej prywatną sprawą i kiedy by nie sięgała po środki publiczne, a tym bardziej po wsparcie finansowe ośrodków obcych. Mamy jednak do czynienia z sytuacją, gdy czynią to osoby powołane do rozwoju nauki polskiej, zatrudnione na państwowych polskich uniwersytetach, wynagradzane z kieszeni naszego podatnika i korzystające z autorytetu uczelni i Państwa Polskiego. Obowiązane są one zatem pełnić rolę służebną wobec Narodu Polskiego, nie zaś funkcję agend ośrodków o celach nam obcych.
Posiadając takie kadry uniwersyteckie Naród Polski ma duże kłopoty z obroną przed zalewem ideologii tolerancjonizmu, homoseksualizmu, feminizmu, ideologii gender, atakami na naszą tożsamość narodową, wyznaniową i płciową. Istnieje zaś pilna potrzeba przeciwstawienia się tej propagandzie w wypowiedzianej nam wojnie o pamięć i wartości.
Nie jest nas, świadomych, wykształconych Polaków-katolików, zbyt wielu. Dlatego każdy z nas winien wziąć ciężar odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za milczących, albo i nawet zmanipulowanych, innych polskich chrześcijan. Nie możemy również oglądać się na lepiej od nas przygotowanych do tego zadania, zwłaszcza tych z urzędu obowiązanych do owej pracy, ani odkładać udzielenia liberałom-marksistom odpowiedzi na później, jako że, jak mawiali starożytni legioniści rzymscy, sprawa doszła już do „trzeciego szeregu”.
Każdy okres w historii charakteryzuje się różnymi potrzebami w zakresie pracy nad społeczeństwem. Dziewiętnastowieczni pozytywiści zakładali dla swojego ludu szkoły i przytułki, albo też udawali się na głęboką prowincję, gdzie poświęcali się formacji narodowej i ideowej polskiego chłopstwa. Czasy współczesne wymagają zaś przede wszystkim myśli i pióra.
W tej wojnie, w której stawką jest nasza tożsamość, podstawową bronią jest idea. Dlatego ważny jest każdy, zamieszczony choćby w Internecie lub w lokalnej prasie, tekst przeciwko politycznej poprawności, w obronie Narodu, rodziny, Kościoła i Człowieczeństwa. Promocja niezależnego myślenia stanowi bowiem niezawodną szczepionkę chroniącą polskość i chrześcijaństwo w tym trudnym czasie, jakim zapewne będzie wiek XXI.
Odtrącić zatem należy narzucany nam przez naszych ideowych przeciwników język politycznej poprawności i pisać otwarcie o problemach i zagrożeniach dla polskości, wiary i rodziny. Tylko bowiem ich omówienie pozwoli ujrzeć je w pełnym świetle, ocenić poziom niebezpieczeństwa, oraz podjąć adekwatne metody samoobrony, rozbrajające arsenał propagandowy nowej lewicy.
[1] http://web.archive.org/web/20141017082253/http://www.isns.uw.edu.pl/studia_podyplomowe_gender.php
[2]