Wielu współczesnych interpretatorów dziejów polsko-litewskich orzekło, że stroną unii lubelskiej byli przodkowie współczesnych Żmudzinów, Białorusinów i Ukraińców. W zbudowanej zaś na podstawie tego założenia „Rzeczypospolitej Wielu Narodów”, miejsca dla autentycznych, historycznych Litwinów, których potomkami są Polacy w Republice Litewskiej i na Białorusi, już nie ma.
Obecna polska polityka wschodnia nie zapewnia zachowania przez Polaków na Litwie i Rusi nawet tego stanu posiadania, który pozostawili im Sowieci. Politycy w Warszawie próby rozszerzenia sfery wolności ojczyźnianej Polaków za Bugiem przedstawiają naszej opinii publicznej jako „moskiewską prowokację”, a niszczenie tam polskości przez Żmudzinów i Ukraińców – jako uprawnioną politykę „naszych sojuszników”. W ten sposób przy aprobacie oficjalnej Warszawy Żmudzini likwidują polskie szkolnictwo tym razem na Wileńszczyźnie. Powielają więc swoją politykę wypróbowaną w okresie dwudziestolecia międzywojennego na Kowieńszczyźnie.
Oficjalna Warszawa nie sprzeciwia się także temu, że na polskich nekropoliach narodowych na Rossie w Wilnie oraz na Łyczakowie we Lwowie likwidowane są stare kwatery polskie a w ich miejscu chowani są żmudzińscy i ukraińscy bohaterowie narodowi. Miarą hańby współczesnych polityków w Polsce jest to, że na Łyczakowie, zaraz przy bramie głównej cmentarza (po jej prawej stronie) bez sprzeciwu „naszych” dyplomatów został wzniesiony pomnik kata Wołynia i Małopolski Wschodniej, dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii Romana Szuchewycza ps. „Taras Czuprynka”. Choć bowiem Roman Szuchewycz odpowiedzialny jest za okrutne wymordowanie 200 tys. Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, jest głównym, obok Stepana Bandery, bohaterem narodowym Ukrainy.

Polska dyplomacja mogła zagwarantować Polakom w Republice Litewskiej i na Ukrainie szereg praw. Mogła ustalić ze stroną ukraińską i żmudzińską choćby zachowanie istniejącego w dacie rozpadu ZSRS, tj. w roku 1991, status quo i zamknięcie dla nowych pochówków starych polskich cmentarzy na obecnym terytorium Republiki Litewskiej i Ukrainy. Świadomie i celowo nie zrobiła nic. Tym samym współczesna polska dyplomacja wyrzekła się polskiego dziedzictwa na Litwie i Rusi. Ale i to nie wszystko – jednostronnie zakwestionowała nawet akt unii polsko-litewskiej, której stronami są Koroniarze i historyczni Litwini – dziś Polacy w Republice Litewskiej i na Białorusi.

Bronisław Geremek mawiał, że niepodległość Republiki Litewskiej jest gwarancją wolności i niepodległości Polski. Szef polskiego MSZ wymyślił tę bzdurę o kolejnym już poza Ukrainą gwarancie naszej niepodległości po to, aby przekonać społeczeństwo polskie, że ogłoszona przez wileńskich Polaków w 1990 r. autonomia (Polski Kraj Narodowo-Terytorialny) była jakoby sowiecką prowokacją, którą należało w interesie Polski [sic!] zlikwidować. http://ftp.geremek.pl/index.php?id=368

Piotr Stachańczyk – za Bronisława Geremka dyrektor Departamentu Konsularnego i Polonii w MSZ, w latach 2001–2007 prezes Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców, następnie sekretarz stanu w MSW. Za jego rządów opracowano przepisy stanowiące, że Polacy za obecną polską granicą wschodnią (potomkowie obywateli II RP) są cudzoziemcami. Przez 20 lat blokował też repatriację Polaków z Kazachstanu.
http://www.warszawskagazeta.pl/polityka/item/2172-konieczna-jest-repolonizacja-msz-kto-blokuje-powrot-polakow-z-kazachstanu-przeczytaj ; https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-repatriacji-i-osiedlaniu-sie-w-polsce-cudzoziemcow-polskiego-pochodzenia.html

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas twierdził, że „Polaków na Litwie można poświecić w imię zgody między Solidarnością z Sajudisem”. Za Bronisława Geremka wicedyrektor Departamentu Europy, następnie dyrektor Departamentu Planowania i Analiz MSZ, od 2012 współpracownik czasopisma „W Sieci”.
http://wpolityce.pl/polityka/234678-wschodniopolska-republika-ludowa-na-litwie-i-bialorusi-tej-prowokacji-wojennej-juz-probowano-a-polska-sie-uodpornila
http://macgregor.neon24.pl/post/119581,czy-wilenszczyzna-moze-wybic-sie-na-autonomie
Urzędnicy polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, dobrani przez Bronisława Geremka, Daniela Rotfelda i Władysława Bartoszewskiego nie reprezentują ani Kresowian, ani raczej żadnych innych Polaków.[1] Zastanówmy się zatem nad tym co samo polskie społeczeństwo może zrobić dla zadośćuczynienia doznanych przez Kresowian krzywd i zdradzenia przez oficjalną Warszawę.
Zapewne ważnym symbolem byłoby przyjęcie przez organizacje Wolnych Polaków, stowarzyszenia Kresowian znad Wisły i Odry oraz przez Polaków z Litwy i Rusi, nowego aktu zaręczenia wzajemnego, potwierdzającego ważność zawartych unii polsko-litewskich i zobowiązującego do wzajemnej pomocy Polaków z Korony i potomków historycznych Litwinów (dziś polskich Kresowian).
Proces restytucji unii Korony z Litwą należałoby wesprzeć odpowiednią ku temu ideą, służącą celom Narodu Polskiego, a nie dążeniom narodów i lobbies obcych. Przyjmując jednak taką ideę nie można kierować się tylko jej nazwą i tym, jakimi szermuje hasłami. Rozstrzygające jest bowiem to, jakie założenia leżą u jej podstaw.
Należy zauważyć, że nikt nie tworzy i nie finansuje idei dla dobra narodów obcych, ale po to, aby w sposób możliwie najatrakcyjniejszy skłonić inne społeczeństwa do poddania się swojemu zwierzchnictwu. I tak np. idea socjalizmu i rewolucji komunistycznej nie służyła, wbrew deklaracjom, realizacji dążeń robotników i chłopów rosyjskich, ale zapewnieniu dominacji żydobolszewickiej nad Rosją. Z kolei Stany Zjednoczone, prowadząc imperialną politykę, deklarują, że ich celem jest rozszerzanie demokracji i obrona praw człowieka na świecie. W istocie zaś podporządkowują państwa i narody interesom nielicznej kasty globalistycznych potentatów. Idea integracji europejskiej także nie jest prezentowana w taki sposób, iż jest wygodną strukturą globalistycznego zarządzania w Europie[2], lecz że chodzi w niej o solidarność europejską i „europejskie wartości” [?].
Idea ma również taki cel, żeby w sposób etyczny uzasadnić realizację interesów narodu-nośnika tej idei przed własnymi obywatelami i podnieść ich miłość własną.
Oceniając daną ideę trzeba brać pod uwagę także to, kto będzie ją wdrażał.
Gdyby idea jagiellońska była kształtowana i realizowana przez Polaków dla wypełnienia polskiego interesu narodowego, moglibyśmy nie kłopotać się o jej deklarowany uniwersalistyczny charakter. Byłoby bowiem poza sporem, że wymaga tego nasz interes narodowy. Spokojni być jednak nie możemy, albowiem promotorami (twórcami, finansistami i wykonawcami) tej koncepcji są obecnie także nie-Polacy. Skoro zaś jej promocji podjęło się środowisko „Gazety Wyborczej”, to byłoby sprzeczne z naszymi zbiorowymi doświadczeniami, gdybyśmy wierzyli, że chodzi tu o wielkość Narodu Polskiego, a nie o sparaliżowanie naszych interesów. Winniśmy również rozważyć, jaki wpływ na wypromowanie idei jagiellońskiej miało to, że Jerzy Giedroyc był wiernym kościoła greckokatolickiego – narodowego kościoła Ukraińców. Powinno nam w końcu dawać do myślenia to, że Ukraińcy są rzecznikami idei jagiellońskiej tylko wówczas, gdy pełnią rolę lobbystów w Polsce (sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w latach 2006-2007, następnie poseł do Parlamentu Europejskiego Paweł Kowal, wicepremier, Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak[3], podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej w latach 2010-2012 Mirosław Sielatycki, poseł na Sejm RP, wiceprzewodniczący Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych Miron Sycz /syn zbrodniarza z UPA/, członkowie Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych: Piotr Tyma /prezes Związku Ukraińców w Polsce/ oraz Grzegorz Kuprianowicz /członek Związku Ukraińców Podlasia/).[4] Czy ktokolwiek bowiem słyszał o potrzebie silnej Polski i polskiego przywództwa w Europie Wschodniej z ust Wiktora Juszczenki, Petra Poroszenki, Arsenija Jaceniuka czy Wołodymyra Wjatrowycza[5]?

Jeżeli zatem wykonywania idei jagiellońskiej w Polsce podejmują się Żydzi i Ukraińcy z polskimi paszportami, wspierani przez globalistyczne lobby, to znaczy, że to oni właśnie mają z niej czerpać korzyści. Biorąc zaś pod uwagę rozkład wpływów lobby żydowskiego oraz ukraińskiego w Polsce i na świecie, głównym beneficjentem idei jagiellońskiej mają być Żydzi, a Ukraińcy dostali zielone światło, aby na zbałamuceniu Polaków, ugrać przy globalistach także swój własny narodowy interes.
Konieczne byłoby więc usunięcie negatywnego wpływu idei jagiellońskiej na politykę polską poprzez dekonstrukcję tej idei, nadanie jej kluczowym pojęciom dawnego, odkłamanego znaczenia i zbudowanie z tych prawdziwych już pojęć idei nowej, odpowiadającej polskiej polityce historycznej i naszym potrzebom.
Przywrócenia właściwego znaczenia wymagają w szczególności pojęcia Litwy, Rusi, Litwina oraz Rusina. Litwini i Rusini w tradycji polskiej uznawani byli za członków polskiej wspólnoty narodowej wedle zasady „Gente Ruthenus (Lithuanus) natione Polonus”. I tak powinno być również obecnie. Dlatego wrogów polskości na Litwie i Rusi, sprzymierzeńców rosyjskiego i/lub niemieckiego imperializmu, winniśmy nazywać Żmudzinami oraz Ukraińcami. W konsekwencji winniśmy odmawiać im prawa do litewskiego i rusińskiego dziedzictwa.
Nasza idea jagiellońska winna uderzać w ukraiński integralny nacjonalizm i żmudziński szowinizm, w szczególności delegitymizować ich uzurpacje do spuścizny po Wielkim Księstwie Litewskim i Rusi.
Polska idea jagiellońska nie może zatem służyć uzasadnieniu koncepcji „Rzeczypospolitej Wielu Narodów”. Koncepcja ta delegitymizuje bowiem prawa i interesy Polski na Litwie i Rusi na rzecz interesów nacjonalizmu żmudzińskiego, ukraińskiego i białoruskiego, a nadto i żydowskiego. Rzeczników wspólnych interesów Żydów i Ukraińców znaleźć zaś można nie tylko w środowisku „Gazety Wyborczej”, ale i za granicą. Interesującym przykładem takiego prawdopodobnie braterstwa broni jest osoba prof. Daniela Beauvois, francuskiego historyka specjalizującego się w tematyce ukraińskiej, członka Ukraińskiej Akademii Nauk. [6]
Nasi praojcowie nie zbudowali żadnego państwa wielonarodowego czy też wielokulturowego, jak to obecnie usiłują nam wmówić nasi wrogowie. Wręcz przeciwnie. Nasi antenaci w teorii sarmackiej genezy Narodu i Państwa Polskiego dawali wyraz poszukiwania swojego «ja», poszukiwania tradycji historycznych u boku innych wielkich narodów przez naród, który również poczuł się wielki i silny.[7] I tego sarmackiego dziedzictwa dumy i jedności narodowej pragną teraz pozbawić Naród Polski różni interpretatorzy historii. Usiłują zdekonstruować naszą wiedzę historyczną i zakwestionować całe polskie dziedzictwo na Litwie i Rusi.[8]
W idei jagiellońskiej należałoby zatem powrócić do koncepcji Polaka jako konstrukcji cywilizacyjnej a nie tylko etnicznej, obejmującej te wszystkie prądy etniczne, które nasi wrogowie zamierzają polskości wydrzeć. W żadnym razie nie leży w naszym interesie tworzenie żydomasońskiego ideału – wielokulturowego, wielonarodowego, niepolskiego obrazu „Rzeczypospolitej Wielu Narodów”.
Należy zauważyć, że równolegle do wdrażanej u nas koncepcji „Rzeczypospolitej Wielu Narodów”, polityki historyczne naszych wschodnich sąsiadów idą jeszcze dalej. Dokonują one parcelacji „Rzeczypospolitej Wielu Narodów”, po szwach etnicznych, na odrębne narodowe części, istniejące rzekomo jako suwerenne państwa i funkcjonujące bez związku z Polską, a wręcz w opozycji do niej. A tezy te odnoszą się również do lat 1569-1795 [!]. Do zbadania pozostaje czy polityki te zostały wykreowane przez naszych wschodnich sąsiadów samodzielnie, czy też instruowali ich specjaliści z „Gazety Wyborczej”, Fundacji Batorego, Instytutu Społeczeństwa Otwartego[9] i innych agend rządu światowego. Jakby jednak nie patrzeć, interesy Żmudzinów, Białorusinów i Ukraińców współgrają taktycznie bez wątpienia z polityką globalistów, którym odpowiada to wszystko, co ułatwia rozbijanie dużych, narodowych, chrześcijańskich państw w Europie, do których należy Polska.
W ramach dekonstrukcji siatki pojęć tworzących przedrozbiorową Polskę o prawo do etnonimu „Litwin” i do spuścizny po Wielkim Księstwie Litewskim walczą Żmudzini, którzy nazwę „Litwini” przywłaszczyli sobie pod koniec XIX w., z Białorusinami, którzy dopiero niedawno uzmysłowili sobie, jakie korzyści narodowe przyniosłoby im odwołanie się do Wielkiego Księstwa Litewskiego jako „białoruskiego mocarstwa”.
Z kolei o prawo do etnonimu „Rusin” i nazwy państwa „Ruś” spierają się Ukraińcy z Rosjanami. Ukraińcy twierdzą, że Rosjanie ukradli im tę nazwę – i co za tym idzie – całe dziedzictwo Rusi Kijowskiej. Tymczasem nauka polska „nie dostrzega”, że bój ten odnosi się także do naszego dziedzictwa kulturowego, otrzymanego po rusińskich przodkach. Doskonałym natomiast przykładem na to, że zagadnienie to jest dla nas jednak istotne, może być osoba księcia Jeremiego Wiśniowieckiego – wojewody ruskiego, ojca króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Póki co postać ta celowo nie jest eksponowana przez Ukraińców, którym nie jest na rękę, że tymi „proklatymi Lachami”, którzy walczyli z kozackimi rebeliantami, byli spolonizowani ruscy książęta, a nie przybysze znad Wisły. Gdy jednak powiedzie się Ukraińcom pełne utożsamienie Ukrainy z historyczną Rusią, to zapewne rebelie kozackie przestaną być prezentowane jako wojny polsko-ukraińskie, ale jako ukraińskie wojny domowe „ukraińskiej” szlachty z „ukraińskim” ludem. Już teraz Ukraińcy zachodzą w głowę w jaki sposób kwalifikować np. obronę Zbaraża przed wojskami kozacko-tatarskimi w 1649 r. Z jednej strony zamek jest „ukraiński”, bo wszak „ukraińskie” jest wszystko co znajduje się „na Ukrainie”. Nie ogranicza się to w żadnym stopniu do zabytków kultury materialnej, bowiem także wszystkie postacie znane nam z historii Polski, a urodzone lub działające „na Ukrainie”, stają się w ukraińskiej historiografii „Ukraińcami”.[10] A więc i załoga zbaraskiego zamku, w świetle ukraińskiej narodowej koncepcji historii, była „ukraińska”. Obronienie tej twierdzy to zatem wydarzenie dla Ukraińców korzystne. Z drugiej jednak strony ukraińska narodowa koncepcja historii nie ma wątpliwości, że „Ukraińcami” byli także oblegający zamek Kozacy.[11]
Pośmiertna depolonizacja Polaków pochodzenia ruskiego będzie więc łatwiejsza, gdy Ukraińcy utożsamią współczesną Ukrainę z historyczną Rusią.
W interesie restytucji unii Korony z Litwą należałoby zatem przeciwstawić się polityce historycznej krajów ULB. Jest to zadanie stojące przed nauką polską. Jej rolą winno być przeciwdziałanie zamachom na historię przedrozbiorowej Polski, zawłaszczeniom naszej spuścizny na Litwie i Rusi oraz przywrócenie pojęciom tworzącym naszą pamięć historyczną pierwotnego znaczenia.
Główny jednak front walki o odnowę unii Korony z Litwą przebiegałby pomiędzy pozycjami polskimi a finansowanymi z zagranicy agendami żydostwa i globalizmu.[12] To wszak przy ich pomocy rząd światowy narzuca Narodowi Polskiemu swoje koncepcje geopolityczne – m.in. wypraną z polskości wizję idei jagiellońskiej oraz ideę integracji europejskiej. Idea europejska uznawana jest przy tym za hierarchicznie nadrzędną nad ideą jagiellońską. Ta ostatnia ma zastosowanie jedynie na obecnym etapie tworzenia Nowego Porządku Świata i po wypełnieniu swojej roli zostanie wycofana z arsenału propagandowego globalistów.
Z kolei szkodliwość idei integracji europejskiej dla polskiego interesu narodowego nie polega wyłącznie na tym, że uniemożliwia ona restytucję unii Korony z Litwą. Integracja europejska zakłada bowiem dezintegrację i likwidację państw narodowych oraz zbudowanie porządku europejskiego opartego na regionach powstałych z ich rozpadu. To zatem potrzeba ubezpieczenia procesu integracji europejskiej (a właściwie globalizacji) przed konkurencją ze strony idei narodowych, w tym narodowej idei Polaków, powoduje że lobbyści dążą do zdelegitymizowania lub wykoślawienia tych idei. W ten sposób ofiarą globalizmu padła także koncepcja zjednoczenia pod polskim przywództwem ziem pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym, w którą na początku lat dziewięćdziesiątych XX w. zaangażowało się wiele polskich środowisk niepodległościowych – m.in. Konfederacja Polski Niepodległej oraz Polska Partia Niepodległościowa. Obecnie rząd światowy popiera więc ideę jagiellońską dlatego, bo wykorzystuje ją dla własnych celów. Czyni to wbrew naszemu interesowi narodowemu, który wymaga wdrożenia na obszarze Międzymorza idei autentycznie polskiej, a nie poszerzania władztwa globalistów o polskie ziemie Litwy i Rusi.
Praca nad odbudową unii Korony z Litwą nie obarcza jednak wyłącznie polskich intelektualistów. Swoje zadanie winni wykonać także działacze związków Kresowian, łącząc te organizacje w siłę polityczną. Dotąd bowiem zabużanie są rozproszeni a ich głosy marnowane przez centroprawicę, która w ogóle nie reprezentuje ich interesów. Organizacja polityczna Kresowian powinna też znaleźć nad Wisłą sojuszników sprawy polskiej na Litwie i Rusi. Nie będzie to raczej trudne do zrobienia, biorąc pod uwagę żywe zainteresowanie naszym litewskim i ruskim dziedzictwem wśród znacznej części polskiej młodzieży znad Wisły i Odry.
Bardzo ważną sprawą dla sukcesu unii Korony z Litwą będzie także zwrócenie obywatelstwa polskiego Kresowianom zamieszkałym we współczesnej Republice Litewskiej, Białorusi i Ukrainie. W końcu zaś zabiegać należy o większy udział w wyborach krajowych Polaków z USA, w dużym stopniu właśnie kresowego pochodzenia. Po zliczeniu szabel może się zaś okazać, że Kresowianie mają w wyborach krajowych kilka milionów głosów i że przedstawiciele polityczni Kresowian znajdą nad Wisłą partnerów skłonnych do wypełnienia zobowiązań danych Litwinom w Lublinie w roku 1569.
[1] Zob. K. Baliński, MSZ. Polski czy antypolski?, Warszawa 2014.
[2] Dowodem na to jest choćby arbitralne narzucanie narodom Europy kwot imigranckich. Wysoki komisarz ONZ ds uchodźców Antonio Guterres wezwał Unię Europejską do przyjęcia 200 tys. uchodźców w ramach „masowego planu relokacji”, który ma być wiążący dla wszystkich państw Unii Europejskiej http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/10483-onz-chce-aby-ue-zwiekszyla-liczbe-przyjmowanych-imigrantow-do-200-tysiecy
[3] https://marucha.wordpress.com/2015/06/05/siemoniak-gowno-nasrane-polakom-na-stol/
[4] https://pl-pl.facebook.com/media/set/?set=a.162932820416340.29944.114426618600294 ; https://pl.wikipedia.org/wiki/Miron_Sycz
[5] https://pl.wikipedia.org/wiki/Wo%C5%82odymyr_Wjatrowycz
[6] Zob. Daniel Beauvois, Polacy na Ukrainie 1831-1863. Szlachta polska na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie, przeł. Ewa i Krzysztof Rutkowscy, Paryż: Instytut Literacki 1987; Mit „kresów wschodnich”, czyli jak mu położyć kres [w:] Polskie mity polityczne XIX i XX wieku, pod red. Wojciecha Wrzesińskiego, Wrocław 1994; Stosunki społeczno-etniczne na Ukrainie prawobrzeżnej w końcu XIX i na początku XX wieku (à propos książki „Walka o ziemię na Ukrainie 1863-1914”), „Przegląd Wschodni” 3 (1994), z. 4, s. 619-637; Walka o ziemię. Szlachta polska na Ukrainie prawobrzeżnej pomiędzy caratem a ludem ukraińskim 1863-1914, przeł. Krzysztof Rutkowski, Sejny: „Pogranicze” 1996; Spory historyków (Francja, Rosja, Polska) wokół Ukrainy-Rusi [w:] Historia Europy Środkowo-Wschodniej, t. 1, red. Jerzy Kłoczowski, Lublin 2000, s. 32-52; Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914, przeł. Krzysztof Rutkowski, Lublin: Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej 2005 (wyd. 2 2011).
[7] Zob. Tadeusz Mańkowski, Genealogia sarmatyzmu, Warszawa 1946, s. 31.
[8] Czyni tak m.in. Daniel Beauvois w pozycji Trójkąt ukraiński 1793-1914. Szlachta, carat i lud na Podolu, Wołyniu i Kijowszczyźnie [w:] Dziedzictwo kresów – nasze wspólne dziedzictwo?, red. Jacek Purchla, Kraków 2006, s. 43-58.
[9] http://www.batory.org.pl/o_fundacji/o_fundatorze
[10] Dotyczy to nawet urodzonego na zamku Olesko niedaleko Lwowa polskiego króla Jana III Sobieskiego.
[11] O tym że Kozacy siczowi nie byli jednak Ukraińcami świadczy to, że po ich przesiedleniu przez carycę Katarzynę II pod koniec XVIII do Kubania nigdy nie wykazywali przejawów tożsamości ukraińskiej. Obecnie uważają się zaś za Rosjan. – https://pl.wikipedia.org/wiki/Kozacy_kuba%C5%84scy
[12] Można wątpić w szczególności czy interesy polskie reprezentuje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Centrum Stosunków Międzynarodowych i Studium Europy Wschodniej UW.