W drugim w bieżącym roku numerze wrocławskiej „Opcji na prawo” ukazał się prowokacyjny tekst Adama Wielomskiego (podpisany również przez Jego żonę) pt. O polskiej myśli państwowej, w którym autor lansuje jako postulowaną doktrynę polityczną Państwa Polskiego specyficznie pojmowaną ideę piastowską. U autora wyraźna jest tendencja do naginania ideowych założeń myśli narodowej dla potrzeb endokomunowych zapatrywań. Koncepcja Polski piastowskiej Adama Wielomskiego, którą dalej będziemy określali jako „koncepcję Odry-Bugu” stanowi antytezę idei Wielkiej Polski, tj. Polski obejmującej wszystkie, lub przynajmniej najistotniejsze dla polskiej tożsamości, ziemie Polski historycznej.
Wielomski rozmija się w swoim tekście z prawdą twierdząc, że ideałem polskich narodowców, w tym Romana Dmowskiego, było skupienie w ramach Państwa Polskiego wyłącznie tych ziem, w których nie szlachta, lecz lud posługiwał się językiem polskim. Wielomski sugeruje w ten sposób, że Dmowski był przeciwnikiem włączenia w skład Państwa Polskiego ziem zabużańskich. Nie wiadomo skąd Adam Wielomski zaczerpnął takie poglądy przywódcy polskich narodowców, żadnych bowiem źródeł pisanych nie przytacza. Z literatury którą my znamy wynika natomiast, że lider Narodowej Demokracji uważał, że Państwo Polskie winno obejmować wszystkie ziemie, które zamieszkuje znaczny odsetek ludności polskiej, nawet jeśli pozostaje ona w mniejszości, tj. że obszar ziem zabużańskich Państwa Polskiego powinien być rozleglejszy niż terytorium przedbużańskie.
Pozwólmy zatem Romanowi Dmowskiemu osobiście odpowiedzieć manipulatorowi jego myśli, Adamowi Wielomskiemu: „Gdy w tej dzielnicy, która powstała i która bezpośrednią klęskę poniosła, całość zadań narodowych sprowadzono do pielęgnowania języka i obyczaju narodowego w rodzinie, jednocześnie starano się ograniczyć terytorium, na którym te mniej niż skromne zadania miały obowiązywać. Zjawił się ideał Polski etnograficznej, uzasadniany przez wielu w ten sposób, że gdy się „skoncentrujemy” na mniejszym obszarze, będziemy odporniejsi wobec nacisku wrogów. Ci, co tak argumentowali, nie rozumieli, że „skoncentrowanie” w tym wypadku jest wyrazem bez żadnego sensu, bo przecież siły narodowe nie są wojskiem, które można rozpraszać i ściągać. Gdy opuszczamy terytorium, na którym jesteśmy w mniejszości, to znaczy tylko, że kapitulujemy tam, że decydujemy się na wynarodowienie tej mniejszości, że rezygnujemy na przyszłość z wszelkich korzyści stamtąd, między innymi także i z udziału w pracy duchowej narodu ludzi, przez kresy wydanych. Jedynym rezultatem tej „koncentracji” może być tylko silniejszy nacisk wroga na rdzenną Polskę, gdy kresy przestaną go zaprzątać swym oporem.” (R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Warszawa 1989, s. 62); „Jednocześnie, demokratyzacja kultury otwarła nam nowe pola na kresach zachodnich, w prowincjach etnograficznie polskich, od wieków utraconych politycznie i wydanych na łup posuwającej się zwycięsko na wschód kulturze niemieckiej. Te zachodnie kresy są jedynym właściwie nowo zdobytym polem działalności narodowej w ostatnich latach. Cieszymy się tą zdobyczą, ale jakże mało w tym zasługi oświeconego, myślącego polskiego ogółu, z drugiej zaś strony, jakże ona skromna w porównaniu z tym, co na wschodzie, skutkiem fatalnych warunków i naszego zaniedbania, możemy utracić. Wypuściwszy spod wpływu kultury polskiej i utraciwszy tym samym wschodnie litewsko-ruskie obszary, stracilibyśmy większą część dawnego naszego terytorium i przy dzisiejszym zaludnieniu, kilka milionów niewątpliwych Polaków, żyjących tą samą co my kulturą i pracujących dla niej. Ażeby uprzytomnić sobie wielkość tej straty, wystarczy wyliczyć szereg znakomitych Polaków, jakie te ziemie wydały w ciągu ostatniego stulecia. Dlatego tylko chorobliwym stanem narodowej duszy można wytłumaczyć sobie tak wielką liczbę ludzi, co by się z lekkim sercem wyrzekli tego dziedzictwa, nawet nie mogąc wiedzieć w dzisiejszych warunkach, na czyją rzecz abdykację podpisują. Dla usprawiedliwienia tej małoduszności i obniżenia aspiracyj podaje się bezmyślnie, jak już wskazałem, argumenty o potrzebie „skoncentrowania się”, lub z równą logiką wskazuje się potrzebę walki o kresy zachodnie, tak jakby naród w walce kulturalnej i politycznej mógł przerzucać swe siły ze wschodu na zachód lub odwrotnie.” (tamże, s. 65); „Droga do pomnożenia czynnych sił narodu nie tędy prowadzi. Rozszerzmy widnokręgi narodowej myśli, przetnijmy dla niej szerokie drogi poprzez kordony, sięgajmy nią wszędzie, gdzie polskość żyje i żyć pragnie, budźmy ją, gdzie trzeba, ze stanu uśpienia, idźmy gotowi do walki w jej obronie na najdalsze kresy, budujmy nową Polskę za morzami, twórzmy z tego wszystkiego jedną, wielką, nowoczesną ideę narodową – a siły nasze zaczną rosnąć jak nigdy przedtem.” (tamże, s. 66).
Ograniczenia terytorialne Dmowskiego na wschodzie (wytyczenie linii roszczeń maksymalnych nie obejmującej linii Dniepru, tj. granicy z 1772 r.) wynikały jedynie z obawy, aby nazbyt liczne mniejszości narodowe nie rozsadziły Państwa Polskiego, zanim zdąży się ono skonsolidować.
Ponadto fakt, iż na konferencji pokojowej w Rydze część działaczy Narodowej Demokracji opowiedziała się za pozostawieniem Ziemi Mińskiej poza granicami odrodzonego Państwa Polskiego, podyktowany był brakiem zaufania do polityków związanych z Józefem Piłsudskim, którzy poprzez plany federacyjne ze Żmudzinami, Białorusinami i Ukraińcami zagrażali polskości Wilna, Grodna i Lwowa. Była to obawa zupełnie realna, biorąc pod uwagę koncepcje lansowane przez Leona Wasilewskiego, Tadeusza Hołówkę czy Henryka Józewskiego, którzy polskimi etnicznie obszarami Ziemi Wileńskiej i Nowogródzkiej zamierzali uposażyć projektowane przez siebie państwa buforowe: Litwę i Białoruś, a Lwów byli skłonni oddać samostijnej Ukrainie. Narodowcy woleli zatem nie żądać od Rosji Mińska Litewskiego, aby uniemożliwić utworzenie przez piłsudczyków państwa białoruskiego obejmującego również Ziemię Wileńską i Nowogródzką.
Nieuprawnione jest więc uzasadnianie koncepcji Odra-Bug rezygnacją przez polityków Endecji na konferencji pokojowej w Rydze z wcielenia do Polski Ziemi Mińskiej i Nadberezyńskiej. Endecja była przeciwna koncepcji federacyjnej Józefa Piłsudskiego, ale nie bezpośredniej inkorporacji w skład odrodzonego Państwa Polskiego etnicznie mieszanych terenów Polski przedrozbiorowej, zgodnie z zasadami sformułowanymi przez Romana Dmowskiego na paryskiej konferencji pokojowej.
Linia Dmowskiego
Trzeba też odnieść się do prowokacyjnego argumentu Adama Wielomskiego o jakoby negatywnej roli unii z Litwą dla rozwoju Polski. W ocenie Wielomskiego do tego czasu Polska rozwijała się kwitnąco, a od unii rozpoczęło się staczanie do upadku.
Najwyraźniej Adam Wielomski zaczerpnął z argumentacji separatystów żmudzińskich o negatywnej roli dla kwitnącego rozwoju Litwy unii z Polską, od której państwo litewskie zaczęło chylić się ku upadkowi. Twórcą tego sposobu rozumowania był działający z inspiracji moskiewskiej separatysta żmudziński Jonas Basanavičius. Obciążył on Polskę i Kościół katolicki winą za dawne i współczesne mu niepowodzenia litewskie, a za potencjalnego sojusznika uznał Rosję. Zatem argumentacja Adama Wielomskiego to nic innego jak recepcja à rebours poglądów żmudzińskiego polakożercy, twórcy ruchu nowolitewskiego, Jonasa Basanavičiusa.
Autor boleje nad tym, że w polskiej tradycji romantycznej Polakiem była osoba zamieszkała na terenach w 1772 r. należących do Rzeczypospolitej, bez względu na jej kulturę, samoidentyfikację, przynależność etniczną, kulturową i religijną. Nie wiemy, na jakiej podstawie Wielomski dokonał ustaleń o różnorodności cywilizacyjnej Rzeczypospolitej szlacheckiej w jej schyłkowej fazie istnienia. Być może wykorzystał w tym celu pseudojagiellońską tezę o „Rzeczypospolitej Wielu Narodów”, choć to ahistoryczna iluzja. Gdyby Polska szlachecka była cywilizacyjną hybrydą, to nie przetrwałaby przecież nawet jednego pokolenia. Rozpadłaby się przy okazji pierwszej rebelii hajdamackiej.
Wydaje się zatem, że Wielomski założył pewną wyimaginowaną, zmanipulowaną tezę, i podsunął ją czytelnikom w charakterze aksjomatu. Autor prawdopodobnie w celu delegitymizacji praw Polski do rozległego obszaru pomiędzy Bugiem a Dnieprem i uzasadnienia swojej koncepcji Odry-Bugu, podważa fakt, że ludność Polski w jej granicach historycznych z 1772 r. była głęboko zunifikowana kulturowo. A przecież religią panującą i wyznaniem przytłaczającej większości mieszkańców naszego państwa był katolicyzm w dwóch rytach: łacińskim i greckim. Ryt grecki nie miał jednak charakteru bizantyńskiego, jak obecna Cerkiew bizantyńsko – ukraińska, ale był to Kościół zlatynizowany. Między oboma obrządkami nie było poważniejszych różnic, także w sferze symboliki. Do tego stopnia, że księża greckokatoliccy kształcili się w seminariach, w których językiem wykładowym był język polski, uczyli się łaciny, golili brody, a w domach mówili po polsku.
Typowy kościół greckotolicki w stylu baroku wileńskiego – kościół pw. św. Piotra i Pawła w Borunach na historycznej Litwie (obecnie Republika Białoruś).
https://www.pch24.pl/matka-boza-borunska—zapomniana-patronka-polakow,19184,i.html
Nieistniejący kościół unickiego zakonu Bazylianów w Bereweczu – perła barokowej architektury na historycznej Litwie (obecnie Republika Białoruś).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Berezwecz
Typowa cerkiew prawosławna w stylu rosyjsko-bizantyjskim – sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie
Cerkiew Świętego Ducha w Białymstoku
Wielokulturowość, o której pisze Wielomski, istniała przed unią brzeską 1596 r., a następnie zaczęła się na nowo kształtować od rozbiorów Polski, w wyniku działalności represyjno-administracyjnej Rosji. To ona ostatecznie doprowadziła na synodzie Cerkwii unickiej w Połocku 12 lutego 1839 r. do zerwania łączności Kościoła greckokatolickiego z Rzymem i jego włączenia w skład rosyjskiej Cerkwii prawosławnej. Dopiero ta data rozpoczęła proces rozbratu mas ludności ruskiego pochodzenia z polskością. Niemniej aż do klęski powstania styczniowego obszar pomiędzy Bugiem a Dnieprem miał dominujący polski charakter. Ziemie te były dotąd organicznie zrośnięte z innymi ziemiami polskimi i były Polską także dla zaborczych władz rosyjskich.
Jeżeliby zaś Adam Wielomski uważał, że historia Polski pisana przez Polaków nie jest źródłem obiektywnych informacji, to dla stwierdzenia jak wyglądała przed rozbiorami Polska mógłby sięgnąć do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego pisanej przez byłych unitów[1] i nie stręczyć Polakom wrogiej propagandy. Także bowiem z tych źródeł wyłania się jednoznacznie polski charakter Ziem Zabranych, zdławiony wyłącznie w wyniku stuletnich szykan administracyjnych i policyjnych, którym polskość na tej ziemi została poddana w okresie zaborów.
Sytuacja wyznaniowa w I Rzeczypospolitej w roku 1750 (po zwycięstwie kontrreformacji)
Choć Wielomski winien znać powyższe fakty, woli z jemu tylko wiadomych przyczyn negować polskość ludności Kresów Wschodnich a poszukiwać oznak polskiej świadomości narodowej choćby i u protestanckich Mazurów, którzy w czasie plebiscytu w roku 1920 optowali za przynależnością Mazur do Niemiec, a w latach siedemdziesiątych XX w. masowo wyjechali do RFN. Zupełnie nie pasowałoby Adamowi Wielomskiemu do uzasadnienia jego koncepcji Odry-Bugu, że słowiańskie gwary północnokresowe, którymi posługiwał się lud Ziemi Wileńskiej, Nowogródzkiej czy Mińskiej, tak w opinii osiemnasto-dziewiętnastowiecznych Polaków, jak i rosyjskich zaborców, były gwarami języka polskiego.
Tezy Wielomskiego o zniewoleniu przez szlachtę ludu kresowego, który jakoby nie zaliczał się do cywilizacji łacińskiej i szedł odrębnym tokiem historycznym są mocno naginane. Większość ludności historycznej Polski rozwijała się w kierunku unifikacji w kulturze polskiej i w Kościele rzymskim. Poza polskością i cywilizacją łacińską pozostawali jedynie żydzi i turańska hajdamacczyzna.
obszar hajdamacczyzny który znajdował się w granicach Polski historycznej
https://no.wikipedia.org/wiki/H%C3%B8yrebreddsukraina
Gdyby zaś wykluczyć z ludności polskiej Kresowian i ich potomków, którzy stali się Polakami w wyniku unii z Litwą, to cała ta „rozwijająca się analogicznie jak inne państwa europejskie należące do rozkwitającej pod koniec średniowiecza Cywilizacji Łacińskiej” Polska miałaby obecnie z 10 milionów ludności i – o ile by w ogóle jeszcze istniała – to ograniczałaby się do Małopolski i Mazowsza. Może jacyś Polacy mieszkaliby w Wielkopolsce, ale zachowanie ich w polskości byłoby sprawą beznadziejną.
Adam Wielomski twierdzi, że gdyby nie unia z Litwą, to Polska byłaby bodajże europejskim mocarstwem. Tezy te są jednak bardzo ryzykowne, bo to unia rozszerzyła daleko na wschód zasięg cywilizacji łacińskiej, którą Wielomski uznaje za najlepszą z cywilizacji. Gdyby nie to, to czy mała i słaba Polska piastowska nie zostałaby podbita choćby i przez ludy muzułmańskie? Poza tym tezy Wielomskiego oparte są na aksjomacie, że rozwój Polski był możliwy tylko w cywilizacji łacińskiej i nie było u nas dla chrześcijaństwa alternatywy. Z tym zaś nie zgadzają się coraz liczniejsi w Polsce Lechici-Słowianie, wywodzący na zasadzie argumentum ad Basanavičius, że to chrześcijaństwo przyniosło Wielkiej Lechii (Polsce przedchrześcijańskiej), środkowoeuropejskiemu mocarstwu, zgubę. A zatem jeżeli Polska bez unii z Litwą była kwitnącym mocarstwem, to stosując konwencję Adama Wielomskiego równie dobrze można by przyjąć, że gdyby Polska w ogóle nie przyjęła chrześcijaństwa, byłaby mocarstwem (kwitnącym) jeszcze bardziej.
Adam Wielomski nie zdaje sobie sprawy, że bez unii z Litwą monarchia piastowska prawdopodobnie nie przetrwałaby wichrów dziejowych. Państewko złożone z dwu dzielnic zachodniosłowiańskich (Małopolski, Wielkopolski) i ze świeżo włączonej do niego Rusi Czerwonej nie wytrzymałoby presji silniejszych sąsiadów i nasza młoda państwowość zeszłaby z areny dziejów, zanim by nasi przodkowie (zwłaszcza ci z ludu) w ogóle uświadomili sobie, że są Polakami.
Zauważalne jest także to, że dla Wielomskiego historyczna Polska to nie Rzeczpospolita Polska składająca się z Korony i Litwy, lecz tylko Rzeczpospolita (republika). Zapewne to recepcja z historiografii rosyjskiej, która przedrozbiorową Polskę nazywa właśnie „Reczoj Pospolitoj” – nieokreślonym etnicznie tworem państwowym, który każdy zainteresowany naród może wypełniać korzystną dla siebie narracją etnopolityczną. Korzysta z tego nie tylko doktryna rosyjska, ale także nowolitewska, białoruska i ukraińska. W ten sposób widocznie Adam Wielomski zgadza się z tym, że Recz Pospolita była związkiem państw narodowych lub narodów pod polską dominacją, z której zostały oswobodzone wraz z rozbiorami „Reczy Pospolitoj”, w wyniku których ziemie „rosyjsko-litewskie” „odeszły” do Rosji.
Budzi też zdumienie, w jaki sposób Adam Wielomski wydedukował, że choć Recz Pospolita Polską nie była (bo Rzeczpospolita powstała rzekomo na szkodę Polski w wyniku unii z Litwą), to zawarcie tej unii było szkodliwe dla Rzeczypospolitej, jako że „W wyniku tych procesów Rzeczypospolita cofnęła się w swoim rozwoju państwowo – prawnym”.
Nie wiadomo też, jaką szkodę dla powstania w Polsce monarchii narodowej (to jest takiej, w której suwerenem jest naród) spowodowała unia z Litwą, skoro autor twierdzi, że gdyby nie unia z Litwą, to nic nie stanęłoby na drodze powstaniu u nas monarchii absolutnej (w której na suwerenność narodu nie ma miejsca) – „W efekcie, po uniach polsko – litewskich nie doszło u nas, w epoce renesansu, do powstania monarchii narodowej na czele z suwerenną władzą królewską, zmierzającą ku formom mniej lub bardziej absolutnym”.
Wiedza naukowa autora wydaje się być fragmentaryczna i daleka od prawdy historycznej, a wyciągane wnioski woluntarystyczne i karkołomne. Do tego dochodzi silny mesjanizm odnośnie przyszłej wizji Polski, który nie służy rzetelnej analizie naszych dziejów.
Autor uzasadnia swoje poglądy i krytykę polskiej bytności na Ziemiach Zabranych wiernością idei suwerennego państwa polskiego. Jest to jednak specyficzne pojmowanie suwerenności, polegające na dobrowolnym zrzeczeniu się potencjału ludnościowo – terytorialnego niezbędnego dla zachowania suwerennego bytu państwa narodowego. Zatem metoda którą Adam Wielomski proponuje, w istocie oznacza rezygnację z suwerenności narodowej oraz redukcję terytorialną Polski, która nie może odzyskać swojej prawdziwej tożsamości także z uwagi na posiadanie nieszczęsnej, kosmopolitycznej stolicy i przytłaczający ją balast wyzutych z polskiej tożsamości narodowej wielkich miast i Ziem Odzyskanych.
Budzi wątpliwości czyje interesy narodowe reprezentuje A. Wielomski i po co urządza prowokacje podważające celowość unii Polski z Litwą, poprzedzającej polską ekspansję na wschodzie. Nie chce powrotu Polski na Ziemie Zabrane, uważając te źródła naszej tożsamości za obciążenie dla rozwoju narodowego, a jednocześnie wyraża pragnienie, aby owe ziemie należały choćby do Rosji. Koncepcje Adama Wielomskiego nie mają nic wspólnego z myślą Romana Dmowskiego. Dmowski nie chciał, aby na mieszanym etnicznie obszarze historycznej Polski usadowiły się separatystyczne państewka plemienne Żmudzinów, Białorusinów i Ukraińców, bo uważał, że ziemie te winny wejść w skład odrodzonej Polski jako jej integralna część. Natomiast Adam Wielomski zdaje się uważać, że ziemie te winny należeć do Rosji.
Narodowiec może ewentualnie rozmawiać o statusie prawnopaństwowym dalekich, naddnieprzańskich Kresów, ale nie o statusie Ziemi Wileńskiej, Nowogródzkiej czy Lwowskiej. A jeżeli już chodzi np. o Ziemię Mińską, to dlaczego miałaby ona należeć (choćby pośrednio) do Rosji? Jeżeli nie chcemy włączać jej w skład Państwa Polskiego, to niech tam będzie polski wasal, by Rosja nie mogła prowadzić stamtąd dywersji na pozostałych ziemiach polskich, wykorzystując ponownie Ziemię Mińską dla rzekomego zjednoczenia z Białorusią tzw. „Zachodniej Białorusi” (tj. Grodna, Brześcia i Białegostoku).
Tymczasem Wielomski propaguje całkowite wycofanie się Polski z ziem pomiędzy Bugiem a Dnieprem. Wycofanie to miałoby dotyczyć wszelkich form polskiego władztwa na tym obszarze. Wielomski uznaje za złe zarówno restytucję tam państwowości polskiej, jak też powstanie związku państw pod polską dominacją.
O ile jeszcze krytyka polskiego imperializmu wyrastającego z idei jagiellońskiej może być uzasadniana odwołaniem się do idei Romana Dmowskiego, to krytyka także pełnego polskiego powrotu na Ziemie Zabrane poprzez ich restytucję w skład narodowego państwa Polaków, myślą Romana Dmowskiego uzasadnić się nie da. Nigdy bowiem twórca polskiej myśli narodowej nie zgodziłby się na oddanie innym państwom polskiego terytorium etnicznego, którym Ziemia Wileńska i część Ziemi Nowogródzkiej jest do dnia dzisiejszego.
Autor odwołuje się wprawdzie w swoich wywodach do Romana Dmowskiego i myśli narodowej, ale z uzasadnienia prezentowanych poglądów wynika zachwyt dla decyzji generalissimusa Józefa Stalina, który nadał Polsce granice piastowskie, odpowiadające w ocenie Wielomskiego mniej więcej naszym granicom etnicznym.
Odnośnie zaś obciążenia, którym w ocenie Adama Wielomskiego są dla Polski województwa zabużańskie z uwagi na swoje ekonomiczne i infrastrukturalne zacofanie, to trzeba wskazać, że Ojczyzna do ziemia i groby. Prawdziwej Ojczyzny, źródła tożsamości i zbiorowych emocji, nie zamienia się na lepszą, bogatszą, uprzemysłowioną. Tak mogą czynić chazarscy komiwojażerowie, lecz nie przywiązany do ziemi naród historyczny, którym są Polacy. Nie można odrywać Narodu Polskiego od naszej kultury, której nad Odrą przecież nie wytworzyliśmy. Czasy piastowskie są bardzo odległe, a poziom tożsamości polskiej u ludności Śląska i Pomorza w tamtej dobie był na tyle nikły, a jej kultura materialna na tyle prymitywna, że ilość pomników kultury polskiej wówczas na tych ziemiach powstałych nie jest w stanie zastąpić nam bogactwa kulturowego ziem zabużańskich. Przynależność ziem nadodrzańskich do Polski w Średniowieczu w żaden sposób nie wpływa na tożsamość narodową współczesnych Polaków. Brak jest wystarczającej liczby zabytków piśmiennictwa polskiego z tych ziem, sławnych Polaków tutaj narodzonych, a nawet budowli świadczących o polskiej kulturze materialnej. Przyjmując te kryteria, to nasze korzenie znajdują się przede wszystkim na Ziemiach Utraconych.
Łatwo to wykazać, albowiem my wszyscy jesteśmy od Mickiewicza (Zmienia Nowogródzka), choć i Słowacki nas ukształtował (Wołyń). Polską narodową operą jest „Halka” Stanisława Moniuszki (Ziemia Mińska). Symbolem naszych narodowych zrywów niepodległościowych jest Tadeusz Kościuszko (Polesie), a twórcą niepodległości Józef Piłsudski (Ziemia Wileńska). Do tego wskażmy, że sprzeciw wobec rozbiorów Polski gwałtownie wyraził na sejmie grodzieńskim poseł ziemi nowogródzkiej Tadeusz Reytan, a o jej wskrzeszenie walczyła urodzona na Litwie suwalskiej Emilia Plater oraz urodzony na Polesiu dyktator powstania styczniowego Romuald Traugutt.
Czy bylibyśmy tak jak dziś przywiązani do polskiej ziemi bez epopei córki Polesia Elizy Oszeszkowej „Nad Niemnem”, czy też bez powieści Marii Rodziewiczówny „Dewajtis” (Polesie)?
A kto był najdzielniejszym Polakiem w latach II wojny światowej jak nie rotmistrz Witold Pilecki pochodzący spod Lidy na Ziemi Wileńskiej.
Czyż trzeba nam więcej dowodów na to, że nasze źródła tożsamości i zbiorowych emocji są przede wszystkim na Ziemiach Utraconych?
Bez tych korzeni Narodem Polskim nie będziemy. Wykorzenienie ludności polskiej, która po roku 1945 przyjechała na Ziemie Odzyskane po opuszczeniu swoich ojcowizn i miejsc pamięci, jest tej prawdy potwierdzeniem.
Adam Wielomski przekonuje wreszcie, że posiadanie ziem zabużańskich, wielosetletni spór z Moskwą o ich przynależność państwową, spowodowały katastrofę dziejową Polski i rozbiory. Tymczasem jest wręcz przeciwnie, katastrofę tę o kilkaset lat opóźniły. Konflikt z Rosją mielibyśmy i tak, bo doktryną i celem istnienia tego państwa był ekspansjonizm we wszystkich kierunkach. Dobrze zatem, że ścieraliśmy się z Moskwą o odległą od Warszawy, wyśmiewaną przez Wielomskiego Bramę Smoleńską, a nie o ziemie Polski przedbużańskiej. Gdzieżby bowiem wówczas narodził się autor prowokacyjno-konfrontacyjnego tekstu pt. „O polskiej myśli państwowej”? Nie tylko rzekomo bizantyńscy Litwini, ale też Mazowszanie i Małopolanie nie byliby zapewne obecnie łacińskimi Polakami, gdyż prawdopodobnie już w XVI-XVII w. ich dzielnicami zawładnęłaby Rosja. Ta właśnie turańska Moskwa, która w ocenie Adama Wielomskiego „zrealizowała testament polityczny Romana Dmowskiego, ściągając naszą ideę narodu z romantycznych obłoków wielkich przestrzeni stepowych na ziemię”.
Budzi głęboki niesmak również to, iż autor przyjmuje inną miarę dla imperializmu polskiego – tutaj polityka wielkich przestrzeni (geopolityka) jest masońskim, mickiewiczowsko-romantycznym głupstwem, a inną dla imperializmu rosyjskiego, który wielkimi przestrzeniami rozgrywać może.
Niechęć Wielomskiego do wartości kształtujących polską tożsamość narodową, niewystarczająco jego zdaniem odpowiadających idealnemu wzorcowi cywilizacji łacińskiej, czego przyczyną, jak uzasadnia, była polska ekspansja terytorialna na niełacińskie ziemie zabużańskie, stawia go w gronie tych, którzy naszą tożsamość pragną zmienić.
Koncepcja Adama Wielomskiego nie przekonuje także dlatego, że jest zupełnie szkodliwa do budowy Wielkiej Polski. Tezy o optymalnych dla Polski granicach politycznych i militarnych na Bugu mógł głosić ideowy patron Adama Wielomskiego – towarzysz generał Jaruzelski. Mogą tak twierdzić także antypolonici z „Gazety Wyborczej” i agenci wpływu obcych państw. Jeżeli jednak chcemy państwa prawdziwie suwerennego i autentycznie polskiej polityki, to od polityki małej, stręczonej nam przez osoby o nieuczciwych intencjach, należy odejść.
Piśmiennictwo Adama Wielomskiego należy ujmować w kategoriach utylitarnych wobec prowadzonej przez niego działalności politycznej. W inkryminowanym tekście nie ma nawet pozorów naukowości i obiektywizmu. Jest on tylko prowokacją wymierzoną w podstawowe cele ruchu narodowego, napisaną językiem walki i konfrontacji. Nie byłoby w tym zapewne nic moralnie nagannego gdyby nie to, iż Wielomski aspiruje do duchowego i być może politycznego przewodzenia szerokiemu blokowi nowej Endecji, a tym samym swój program chciałby realizować dzięki głosom wyborców identyfikujących się z myślą narodową.
[1] Alaksandr Ćwikiewicz, Zapadno-Russizm: Narysys z historyi hramadzkai mys’li na Belarusi u XIX i pachatku XX v., Minsk: „Navuka i Tekhnika”, 1993.
Dobry artykuł, szkoda, że anonimowy. Czy dlatego, byśmy go nie popularyzowali na swych blogach?
Autorem artykułu jest p. Czesław Podlidecki.
Będzie nam bardzo miło jeśli zechce Pani zamieścić link lub informację na swoim blogu.